... And I won't put my hands up and surrender. There will be no white flag above my door...

poniedziałek, 3 maja 2010

Witajcie w odsłonie drugiej !
Wielkie, wielkie dziękuję za pierwszy komentarz. Ogromnie motywująca sprawa :). Zatem,żeby nie pozostać dłużną wrzucam dziś początek czegoś, co mam nadzieję, stanie się w przyszłości większą całością. Jeśli jest do bani, to na własną odpowiedzialność proszę: poużywajcie sobie na mnie na maksa !


- Jak to nie ma jutra?- zapytał zdziwiony.
- No zwyczajnie, odwołali. To się czasem zdarza.- powiedziałem spokojnie.
- Mówisz jakby to była najoczywistsza rzecz pod słońcem.- odburknął oburzony.
- Bo jest. Nic w tym nadzwyczajnego.- odparłem.
- Nic nadzwyczajnego?! Czyś Ty oszalał?! I co ja mam teraz niby zrobić?
- Nie wiem. Zajmij się sobą. Nie zmarnuj czasu, który Ci pozostał.

Wściekły na cały świat wypadł z kuchni, trzasnął drzwiami i popędził jak wicher przed siebie. "Przejdzie mu."- pomyślałem. Jak się uspokoi to zrozumie ile dobrego może mu przynieść koniec świata. Śmiać mi się zachciało kiedy przypomniałem sobie własne wzburzenie, kiedy to mój ojciec oświadczył mi po raz pierwszy, że nadszedł koniec. Dziś mogę już tylko siedzieć i ze spokojem oczekiwać nadchodzących zdarzeń. Znam ten proces tak dobrze, że nie wzbudza on już we mnie nawet cienia lęku. Jedno co mogłem zrobić, to obserwować jak mój syn usiłuje walczyć z nieuniknionym. Jeszcze parenaście godzin i sam zda sobie sprawę z tego jak ważną lekcję właśnie odbiera. Ale ja mu tego nie ułatwię. Nie odpowiem na nurtujące go pytania. Do pewnych prawd każdy mężczyzna musi dojść w życiu sam. Inaczej nigdy się tym mężczyzną w pełni nie stanie. Jeszcze kiedyś będzie mi za to wdzięczny. Zaprzątnięty takimi myślami wróciłem do przerwanej lektury książki. To zajęcie zawsze dawało mi odprężenie i spokój. A jednak gdzieś w środku czułem lęk. Ale nie bałem się o siebie. Bałem się jedynie o to jak on sobie da z tym wszystkim radę...